2022-06-30
Cenimy bardzo to, że to co robimy daje radość nie tylko nam, ale też osobom, które nas odwiedzają i piją nasze wina. To jest najbardziej niesamowite.
Prosto z największej polskiej winnicy, o radościach, sukcesach i trudach związanych z polskim winiarstwem opowiedział Jacek Turnau. Zapraszam do lektury.
EnoPortal (Katarzyna Korzeń): Jak to jest współtworzyć największą winnicę w Polsce?
JT (Jacek Turnau): My nie podchodzimy do tego przez pryzmat wielkości winnicy. Na co dzień nie myślimy o tym, czy jesteśmy największą, czy jedną z największych winnic. Najistotniejsze dla nas jest to, że robimy to co lubimy. Do pracy przychodzimy z przyjemnością, w zasadzie, wcale nie jak do pracy. Często granica między obowiązkami i przyjemnością zaciera się. Cenimy też bardzo to, że to co robimy daje radość nie tylko nam, ale też osobom, które nas odwiedzają i piją nasze wina. To jest najbardziej niesamowite. Bardzo chciałbym wciągnąć w to połączenie pracy i pasji kolejne pokolenie, co już poniekąd się udaje. Jak odbywały się zbiory winogron na wino lodowe, to mój synek, wtedy 7-letni, wstał o trzeciej w nocy, żeby nam pomóc. Do dzisiaj o tym z radością opowiada.
EnoPortal: Jaką pojemność ma największy zbiornik na wino w Winnicy Turnau?
JT: Od niedawna, w naszej drugiej, nowo otwartej winiarni mamy kadź o pojemności 22 000 litrów. Wcześniej, w pierwszej winiarni było to 10 200 litrów. Brakowało nam kadzi do kupażowania. Przykładowo, fermentacja Solarisa przebiega w kilku mniejszych zbiornikach. Przeprowadzamy ją na różnych drożdżach, w różny sposób. Na końcu jednak chcemy to wszystko połączyć i taka duża kadź bardzo w tym pomaga.
EnoPortal: Czym zajmujesz się w winnicy?
JT: Zawsze jest to trudne pytanie (śmiech). Od 5 lat zarządzam winnicą, więc można powiedzieć, że zajmuję się wszystkim po trochu. W Winnicy Turnau mamy zgrany zespół: jest enolog – Frank Faust, który często do nas przyjeżdża i czuwa nad naszymi winami. Kasia i Janek, którzy są kierownikami winnicy wraz z pracownikami dbają o krzewy. W winiarni mamy wspaniałych chłopaków, którzy zajmują się winem na co dzień. Do tego jeszcze biuro, winoteka i magazyn. Ja to wszystko scalam. To duża odpowiedzialność, ale też duża satysfakcja. Na początku, przez trzy lata od pierwszych zbiorów Winnicę prowadził mój tata. Wcześniej, przez 25 lat zarządzał on dużą firmą rolniczą, więc jego doświadczenie jest bardzo duże. To on – za namową Tomka Kasickiego - nadał kształt temu wszystkiemu. Obstawiam, że bez wizji i odwagi mojego taty winnica miałaby obecnie 2-3 ha. Doświadczenie taty to moim zdaniem coś bezcennego. Bardzo dużo razem rozmawiamy. Bardzo się cieszę, że wspólnie pracujemy. Oczywiście nie wszystko zawsze idzie gładko. Czasem się poróżnimy, ale ostatecznie jest to bardzo pożyteczne i budujące. Konstruktywna różnica zdań daje dużo więcej niż bezkrytyczne klepanie się po ramieniu.
EnoPortal: Mocno podkreśliłeś już na samym początku jak bardzo lubisz swoją pracę. Czy jest to praca „niezwykła”? Dlaczego?
JT: Jest wiele powodów. Pierwszy to okres zbiorów. Czeka się na to cały rok. Pielęgnujemy krzewy, dbamy o nie, aż przychodzi moment zebrania owoców. Nie można tu niczego przespać i zaniedbać. Cały czas analizujemy parametry i jakość winogron, prognozę pogody. Czas od połowy sierpnia do końca października to najważniejszy okres w całym roku – najbardziej intensywny, ale wyjątkowy. Dzielimy się wtedy dokładnie obowiązkami; Kasia z Jankiem zarządzają w winnicy, ja z Frankiem w winiarni. Frank ma też zbiory u siebie, więc nie jest w stanie być u nas cały czas.
W związku z tym, że wcześniej pracowałem w dużej firmie rolniczej, która gospodarowała na areale 1200 ha, mam ciekawe porównanie. Tam pole to była historia jednoroczna – czas siewów, zbiór, zaoranie. Z winoroślą jest zupełnie inaczej. Sadzi się ją co najmniej na 20-30 lat, a najważniejsze jest pierwsze kilka lat, kiedy rośliny wykształcają system korzeniowy na kolejne dekady. Dbasz o krzewy wiedząc, że one odwdzięczą Ci się nie tylko teraz, ale i w przyszłości. To trochę jak z dziećmi. To jest dla mnie absolutnie wyjątkowe. Dlatego też tak ważna jest dla nas ekologia w winnicy. Cały czas jej się uczymy, z każdym rokiem co raz lepiej rozumiemy rośliny.
Drugą niezwykłą rzeczą jest kontakt z gośćmi. Nie robimy produktu, który odsprzedajemy do marketu i przestajemy się nim interesować. Nasze wina trafiają do hoteli, restauracji i klientów indywidualnych. Dla restauracji i hoteli robimy szkolenia, albo w Baniewicach, albo jeździmy do nich. Mamy stały kontakt z osobami, które nasze wina sprzedają. Tak samo przyjemne jest dzielenie się naszą pasją z gośćmi, którzy przyjeżdżają nas odwiedzić.
EnoPortal: Opowiedziałeś o swoim tacie i jego doświadczeniu. Jakiś czas temu kierownictwo w winnicy (w sensie uprawy) przejęła Katarzyna Kasicka – stosunkowo młoda osoba. Co jest cenniejsze w dużym przedsięwzięciu winnicznym, w takim, rozwijającym się winiarsko kraju jak nasz; odwaga i charyzma młodości, czy doświadczenie przychodzące z wiekiem?
JT: Na pewno jedno i drugie jest tu ważne. Mówiąc o Kasi, koniecznie trzeba wspomnieć o jej tacie - Tomku. To on był pomysłodawcą założenia winnicy i wniósł do projektu bardzo dużo doświadczenia w uprawie roli, które Kasi przekazał. Można powiedzieć, że na Tomku Kasia wyrosła.
Kasia kocha winorośl. Mam często wrażenie, że darzy uczuciem każdy krzew w naszej winnicy, a jest ich 140 tysięcy. Nawet jak ma wolne to zdarza jej się pojawić, żeby sprawdzić coś co w danym momencie jest dla winnicy istotne.
Najważniejsze jest połączenie doświadczenia osób, które je mają i chcą się nim dzielić, z energią, charyzmą i pasją młodego pokolenia. Ważny jest też wspólny cel i współpraca.
EnoPortal: Jaką część Waszych win sprzedajecie za granicą? Gdzie? Czy eksport jest/będzie dobrym kierunkiem sprzedaży dla polskich winnic?
JT: Jeśli mam podać wartość wymierną, to u nas około 5 tysięcy butelek rocznie trafia za granicę. Jest to kilka procent naszej sprzedaży. W związku z tym, nie mogę powiedzieć, że my o rynku zagranicznym wiemy dużo. Od początku powstania Winnicy skupiamy się przede wszystkim na rynku polskim.
Z perspektywy czasu, stwierdzam, że zagranica to skomplikowany temat. Na początku wydawało nam się, że gdy pojedziemy na ProWein, to od razu podpiszemy trzy kontrakty i eksport będzie stanowić dużą część naszej sprzedaży. Tak jednak nie było. Kontakt z klientem zagranicznym czasami rozwija się latami. Przy tak dużej konkurencji świata trzeba przekonać importera do polskiego wina – trochę egzotycznego. Za granicą doceniają inność naszych odmian i to może być argument. Solaris, czy seyval blanc nie są popularne za granicą i mogą fajnie uzupełniać kartę restauracji, czy ofertę sklepu. Zaczęliśmy rozumieć jak o polskim winie rozmawiać za granicą i powoli zaczynami widzieć tego efekty. Maurycy – nasz sommelier, który zajmuje się również kontaktami z zagranicą, nawiązał niedawno współpracę z Japonią i Wielką Brytanią. W kwietniu popłynęły do Japonii dwie palety naszego wina. Przeszliśmy z tym niezłą szkołę. Wina odebrane zostały już w grudniu, ale przez kilka miesięcy stały we Francji, bo pojawiły się nieścisłości co do potrzebnych/niepotrzebnych dokumentów. Oczywiście na koniec okazało się, że niczego nie brakuje i wina mogły wypłynąć do klienta. Nasz odbiorca zdecydował się na 7 rodzajów naszych win. Teraz czekamy na informację o pierwszych restauracjach, w których się pojawiły.
Jesteśmy też we Francji, m.in. w muzeum wina w Bordeaux. Zamawiają tam dwie nasze etykiety – Szlachetny Zbiór i Solaris, jako reprezentację win z Polski. Mają w ofercie wina z 70 krajów, więc cieszymy się, że i my tam jesteśmy. Nasze wina trafiają też do sklepów i restauracji w Berlinie.
To są rzeczy, które traktujemy rozwojowo, ale zdajemy sobie sprawę z tego, że potrzeba na to dużo czasu. Polskim winnicom trudno jest konkurować ceną. Możemy konkurować jakością. Dlatego tak bardzo cieszy, że w ciągu ostatnich lat jakość polskiego wina stale rośnie. Powstaje bardzo wiele dobrych win i one są naszą wspólną wizytówką za granicą.
EnoPortal: Powstają u Was wina z różnych odmian, w bardzo różnych stylach. Co najbardziej lubią i najchętniej piją Wasi goście w winnicy? Czy te same style win najlepiej sprzedają się w restauracjach i sklepach specjalistycznych?
JT: Widać pewne różnice. Na początku mieliśmy więcej win z wyższym cukrem resztkowym – półwytrawnych i wytrawnych, na granicy wytrawności. W związku z tym, ze zdecydowaliśmy się sprzedawać do restauracji i hoteli, które były zainteresowane winami wytrawnymi, z każdym rokiem coraz bardziej stawialiśmy na wytrawność. Winorośl była coraz starsza, jakość owoców rosła. Obecnie największa część naszych win to wina wytrawne. W pandemii, kiedy więcej win trafiało do klienta indywidualnego, wyraźnie było widać jednak, że wyższy cukier resztkowy też ciągle jest poszukiwany.
Dominują wina wytrawne, ale mamy też w ofercie wina słodkie, jak Szlachetny Zbiór – wino z botrytyzowanych gron i wino lodowe, które jest czymś absolutnie wyjątkowym, czego nie udaje się zrobić w każdym roku.
EnoPortal: Widzicie jakieś preferencje konsumentów co do profili aromatycznych Waszych win?
JT: Nigdy tego jakoś specjalnie nie analizowaliśmy, ponieważ nie tworzymy naszych win pod konkretne preferencje. Każdy rocznik jest inny i wina też są trochę inne
Dobrze mieć różne wina, wtedy każdy jest w stanie wybrać coś dla siebie. Najbardziej aromatyczną odmianą u nas jest hibernal i wiele osób bardzo go lubi, ale pod kątem łączenia z kuchnią lepiej sprawdzają się wina bardziej uniwersalne jak solaris, czy seyval blanc – również aromatyczne, ale mniej intensywne.
EnoPortal: Które wina z Winnicy Turnau Ty lubisz najbardziej?
JT: Mógłbym powiedzieć, że wszystkie, ale teraz gdy idzie lato to bliżej mi na przykład do Rose, czy delikatnie musującego Perle. A tak generalnie, winem które ja postawiłby na pierwszym miejscu jest Chardonnay. Jest wspaniałe w ustach – to jedyne nasze białe wino, które przechodzi fermentację malolaktyczną. Jest tam kremowość i maślaność. Teraz nadal z nim trochę eksperymentujemy: część trafia do beczek dębowych, część do akacjowych. To daje bardzo ciekawe efekty. Cały proces powstawania tego wina czuć w ustach, czuć w nosie i bardzo dobrze o tym winie się opowiada. No i jest to też wino, które świetnie sprawdza się w połączeniach kulinarnych.
EnoPortal: Macie ciekawą i rozbudowaną ofertę enoturystyczną. Jak rosło/zmieniało się w czasie zainteresowanie turystów Waszą winnicą?
JT: Od samego początku funkcjonowania Winnicy postawiliśmy na enoturystykę. Już od premiery naszych win w 2015 roku zaczęły odbywać się u nas degustacje i koncerty. Jest z nami Grzegorz Turnau, nasz kuzyn, mamy zatem salę koncertowo – degustacyjną.
Zainteresowanie enoturystów naszą winnicą od początku było duże. Przez pierwsze lata byliśmy otwarci przez wszystkie dni w tygodniu. Obecnie zamykamy się tylko w niedziele. Można nas odwiedzić od poniedziałku do soboty w godzinach 11 – 17. W każdą sobotę organizujemy trzygodzinną degustację z oprowadzeniem po winnicy i winiarni. W tygodniu przyjeżdżają do nas grupy zorganizowane, często z biur podróży, gdzie jesteśmy jedną z atrakcji wycieczek. Pomaga nam też bliskość granicy. Mamy dużo wycieczek z Niemiec i Skandynawii.
Każdy kto przyjedzie bez wcześniejszego umawiana, może zrobić zakupy w naszej winotece i zobaczyć winiarnię.
Z czasem zaczęliśmy poszerzać naszą ofertę nie tylko o kolejne koncerty, ale też o kolacje degustacyjne i pikniki w winnicy. Ostatnią nowością jest możliwość umówienia się na wydarzenia u nas poprzez naszą stronę www. Dużo osób w ostatnim czasie doceniło wygodę zamówień online, więc chcieliśmy wyjść temu naprzeciw.
Mamy też dom gościnny, w którym możemy przyjąć 12 osób. W przypadku większych grup korzystamy z oferty hoteli w okolicy. Chcielibyśmy jednak móc przyjąć u nas więcej osób. W związku z tym, kilka lat temu kupiliśmy budynek obok naszej winiarni. W tej chwili szukamy inwestora, który chciałby się tym zająć. My sami skupiamy na winie.
EnoPortal: Jacy goście najczęściej Was odwiedzają?
JT: Wiele osób, które do nas przyjeżdża zaczyna dopiero przygodę z polskim winem. Często jesteśmy pierwszą, albo drugą lub trzecią winiarnią, którą odwiedzają. Z winiarstwem kojarzą głównie Zieloną Górę. Są zaskoczeni, że tutaj jest winnica. Opowiadamy o tym, że w naszym województwie jest już 18 winnic, opowiadamy o stowarzyszeniu, które powstało, o Festiwalu Wina w Szczecinie. Ludzie są często zdziwieni, ale zawsze zaciekawieni. Ważne, żeby im poświęcić czas, pokazać różne wina, bo każdy szuka czegoś innego. Na przykład nasze Ambre, czyli wino z białych winogron fermentowanych na skórkach to wino specyficzne - dla osób które szukają czegoś innego, wyjątkowego. Raczej nie nadaje się dla początkujących. Zaczynamy zazwyczaj od solarisa, seyvala, czy chardonnay.
Pojawiają się u nas też melomani. Organizujemy dużo koncertów, nie tylko Grzegorza. Przyjeżdżają wtedy do nas fani występujących artystów. Po koncercie mogą się z nimi spotkać, porozmawiać, zrobić wspólne zdjęcie. Organizacją koncertów zajmują się moi rodzice.
Są też tacy enoturyści, którzy byli już w wielu winnicach. Opowiadają, porównują, degustują. Z nimi można już porozmawiać o konkretnych odmianach, stylach wina.
EnoPortal: Pojawia się u Was na pewno sporo gości zagranicznych. Jak odbierają polskie wino?
JT: Ująłbym to tak: o ile polski enoturysta jest zaskoczony, to zagraniczny jest w szoku. Jeśli zjedzie z trasy S3 jadąc w Polskę, do Warszawy, Poznania, czy nad morze, to przyjeżdża i mówi, że nie sądził, że tak blisko jest tak piękne miejsce. To są niesamowite spotkania. Porównują nas też do winnic zagranicznych i wysoko oceniają zarówno obsługę, miejsce i wino, co szczególnie nas cieszy. Doceniają naszą rzemieślniczość, co jest dużą zaletą polskiego winiarstwa. Polscy winiarze znają każdy swój krzew i każde wino w kadzi. Wkładają serce w to co robią i to właśnie, szczególnie doceniają turyści zagraniczni. U nas przypominają sobie jak przyjemnie jest spotkać winiarza i degustować wino w jego towarzystwie.
EnoPortal: Zarówno winiarstwo jak i rynek wina w Polsce rozwija się w niesamowitym tempie. Dziś jesteśmy już w zupełnie innym miejscu niż 7 lat temu. Opowiedz proszę o początkach wprowadzania Waszych win na rynek. Jak to było, gdy trzeba było przekonywać restauracje do polskich win?
JT: Wydaje się jakby to było bardzo dawno temu, chociaż wcale tak nie jest. Było trudno. Myśleliśmy, że będzie łatwiej. Na szczęście na początku mieliśmy wino tylko z części owocującej winnicy, a nie z całości. Winorośl daje cztery lata, żeby się przygotować na sprzedaż wina – tyle bowiem potrzebuje, żeby dać pierwsze owoce na zbiór. Nam się wydawało, że jesteśmy przygotowani, ale okazało się, że nie do końca. Oferowaliśmy dobre polskie wino, większość kojarzyła nazwisko – wszystko było niby idealnie, ale mówili nam: „przyjdźcie za miesiąc”. Trzeba było dużo najeździć się, żeby kogoś przekonać do samej degustacji. Jak już udawało się zaprezentować wina, to kolejną barierą była cena. W tamtych czasach też kilka innych polskich winnic wchodziło na rynek, co pomagało w oswajaniu z produktem. Szybko nauczyliśmy się inaczej o naszym winie opowiadać i inaczej je przedstawiać: najpierw pokazywać i zwracać uwagę na jakość, a dopiero potem rozmawiać o cenie. Jakość jest kluczowa. Polskie wino, po raz pierwszy często kupuje się z ciekawości, ale jeśli nie będzie bronić się jakością to więcej już się do niego nie wróci.
Pamiętam, że mieliśmy takie momenty, kiedy nie byliśmy pewni czy to się uda. Dopiero po około roku ciężkiej pracy udało nam się szerzej otworzyć drzwi restauracji. Bardzo dużo pracy w tym czasie wykonał Maciej – nasz dyrektor ds. sprzedaży.
EnoPortal: Na pewno śledzicie to co winiarsko dzieje się w naszym kraju – dynamikę rozwoju, różnorodność, coraz bardziej ambitne przedsięwzięcia. Jak oceniacie dzisiejsze polskie winiarstwo?
JT: Odpowiem z perspektywy naszego województwa. Trzy lata temu założyliśmy Stowarzyszenie Winnic Pomorza Zachodniego. Zauważył nas Marszałek Województwa i Miasto Szczecin dzięki czemu odbył się Festiwal Wina Pomorza Zachodniego – w tym roku odbyła się jego druga edycja. Jak na województwo, w którym jeszcze 10 lat temu nie było ani jednej winnicy oficjalnie robiącej wino, to uważam że jest bardzo dobrze. Winiarstwo i enoturystyka jest świetną reklamą dla całego regionu.
Bardzo ciekawym tematem dla polskiego winiarstwa są na pewno wina musujące. Dużo ostatnio wokół tych win się dzieje. Wiem też, że to duże wyzwanie. My swoje wino musujące Classique Brut, zrobione metodą klasyczną mamy od dwóch lat na rynku. W każdym kolejnym roczniku będziemy stawiać na coraz dłuższe leżakowanie na osadzie – 18, 20, 30, a nawet 50 miesięcy, po to, żeby dać mu czas. Inne winnice też raczej idą w tym kierunku.
Uwagę w polskim winiarstwie, na pewno przykuwają też festiwale. Jest ich sporo. Zainteresowanie gości takimi imprezami jest ogromne. Także tymi mniejszymi, bardziej kameralnymi, które przyciągają głównie ludzi najbardziej zainteresowanych.
Nasze winiarstwo jest na tak wczesnym etapie, na początku swojej drogi, że ciężko jest cokolwiek uogólniać i podsumowywać. Moim zdaniem, każdy ruch, który się dzieje jest pozytywny. Niesamowite jest to, że w tym momencie, wszyscy to polskie winiarstwo i jego kształt na przyszłość wspólnie tworzymy.
EnoPortal: W kraju tak młodym winiarsko, jak Polska bardzo istotne jest budowanie kultury picia wina. Czy jako największa winnica w naszym kraju czujecie, że spoczywa na Was największa odpowiedzialność w tym zakresie? Czy widać już jakiś krajowy „kolektyw” edukujący konsumentów i promujący polskie wino?
JT: Na pewno przez to, jak dużo osób nas odwiedza – około 3 – 4 tys. gości rocznie, nasza odpowiedzialność jest spora. Ponieważ robimy to co lubimy, w naturalny sposób staramy się to robić jak najlepiej i opowiadać o naszym winie i naszej pracy szczerze i od serca. W czasie pandemii zrobiliśmy cykl filmów z wiedzy o winie „Wiedza o winie w 3 minuty”. Do dziś nasi goście pytają, kiedy będą kolejne odcinki. Widać, że tego potrzebują, są bardzo otwarci na wiedzę. Robimy też cykl wykładów z podstaw wiedzy o winie. Prowadzi je nasz sommelier, co też cieszy się dużym zainteresowaniem.
EnoPortal: Organizujecie u siebie kolacje, podczas których dzieła znakomitych szefów kuchni podajecie w towarzystwie Waszych win. Jak widzisz potencjał łączenia polskich win, z polską kuchnią?
JT: Mamy w naszym województwie grupę „Szefowie Wybrzeża Zachodniego” i z nimi współpracujemy. Myślę, że jesteśmy dopiero na etapie łączenia wina z kuchnią generalnie. Nie mówi się jeszcze tak dużo o łączeniu polskich win z kuchnią regionalną. Od czegoś jednak trzeba zacząć… Musi minąć jeszcze kilka lat zanim będzie się mówić stricte o kuchni tego regionu, czyli Zachodniego Pomorza z winami z Zachodniego Pomorza.
Konsumenci też się dopiero tego uczą. Najpierw uczą się podstaw, a dopiero potem rozpoczynają eksperymentować. Zdarza się, że jak podajemy stek to pytają od razu gdzie jest wino czerwone, a my im pokazujemy, że to nie jest jedyną opcją, że można inaczej. W kontekście łączenia polskich win z kuchnią, naszym dużym atutem jest kwasowość.
EnoPortal: Ciągle dzieje się u Was coś nowego, praktycznie cały czas się rozwijacie. Jakie macie plany na bliższą i dalszą przyszłość? Jaka Twoim zdaniem będzie przyszłość polskiego winiarstwa?
JT: Nasze plany, dotyczą głównie tego co już jest. Nie chodzi o to, żeby ciągle było więcej, ale żeby było coraz lepiej. I to jest ważne chyba nie tylko z naszej perspektywy, ale z perspektywy całego polskiego winiarstwa. Trzeba dbać o to co jest i to doskonalić. Jesteśmy na początku tej drogi. Wszyscy się uczymy.
U nas, myślimy o poszerzeniu bazy noclegowej. Tak jak mówiłem, rozwojowym tematem jest dla nas zagranica. Niedawno otworzyliśmy drugi budynek winiarni, z piwnicą na beczki. To było dla nas duże przedsięwzięcie.
Jeśli chodzi o całe winiarstwo, to widać co się dzieje – przybywa winnic, przybywa hektarów. Coraz więcej osób jest zainteresowanych winiarstwem, chciałoby posadzić winnicę. Wzrost w tym zakresie jest bardzo duży. Myślę, że dalej będzie się to rozwijać na podobnym poziomie.
Bardzo jestem ciekaw w jakim kierunku pójdą wina musujące w Polsce, o których tak się dużo mówi. Jakie to będą wina, jakimi metodami robione. Chciałbym, żebyśmy poszli w kierunku metody tradycyjnej i żeby o winach musujących z Polski mówiło się tak, jak obecnie mówi się o winach musujących z Wielkiej Brytanii. Fajnie byłoby też gdyby pojawiło się polskie określenie dla naszych musiaków, bo tego moim zdaniem teraz bardzo brakuje. Każdy nazywa je po swojemu… My robiliśmy konkursy na nazwę, bo nie wiedzieliśmy jak nasze wino musujące nazwać. Gdybyśmy mieli jedną nazwę na polskie wina musujące robione metodą tradycyjną, to by bardzo pomogło, także marketingowo. Moim zdaniem „musiak” na etykietę nie nadaje się. To musi być coś nieskomplikowanego, ale oddającego specyfikę metody i charakterystykę wina. Musi też być łatwe do wymówienia dla zagranicznych turystów. Jest wyzwanie. Jedno z wielu.
zdjęcia: archiwum Winnicy Turnau